Tym razem udało mi się upolować lakier, który miał w założeniu imitować porcelanę na paznokciach... Sally Hansen Complete Salon Manicure w kolorze Mousseline. Producent twierdzi, że jest to kombinacja pięciu preparatów: bazy, utwardzacza, odżywki wzmacniającej, lakieru i utrwalacza. A jak wyszło w praktyce?
|
Sally Hansen Mousseline |
Lakier zamknięty jest w sporej buteleczce o pojemności 14,7ml. Buteleczka ma bardzo wygodny uchwyt z gumy - otwiera się niesamowicie lekko, nawet jeśli lakier jest porządnie dokręcony.
|
Sally Hansen Mousseline
|
Bardzo przypadł mi do gustu także pędzelek, jest idealnie przycięty i świetnie się nim maluje.
|
Sally Hansen Mousseline
|
Niestety, żeby nie było zbyt różowo... lakier ma fatalne krycie. Jest troszkę żelowy, rzadki i dość transparentny. Tyle dobrego że się nie rozlewa bezwładnie po skórkach, dzięki precyzyjnemu pędzelkowi da się go opanować. Poniżej zdjęcie jednej warstwy lakieru nałożonej bez żadnej bazy - na gołe paznokcie.
|
Sally Hansen Mousseline
|
No to mamy chyba tę "zawartą w nim bazę"... Na to jeszcze "tylko" trzy niezbyt cienkie warstwy lakieru i można się cieszyć pięknym efektem.
|
Sally Hansen Mousseline
|
|
Sally Hansen Mousseline
|
|
Sally Hansen Mousseline
|
|
Sally Hansen Mousseline
|
|
Sally Hansen Mousseline
|
Lakier jest naprawdę efektowny, wygląda subtelnie i lekko... nazwa do niego pasuje, kojarzy mi się faktycznie z muślinem. Co do czasu schnięcia nie mogę się wypowiedzieć. Po godzinie siedzenia i nic nierobienia (w oczekiwaniu na wyschnięcie) popsułam cały efekt jednym nieuważnym ruchem i musiałam go zmyć. Żałuję, a wystarczyło pokryć lakier warstwą utwardzacza...